Cala prawda o Borneo!

Dla klarownosci i przejrzystosci opisu niniejszy post zostal zamkniety w nastepujacych rozdzialach:

B jak Boze jak tu drogo!
O jak olej palmowy
R jak roznorakie gatunki fauny i flory
N jak nosacze
E jak etnografia
O jak orangutany

+ Bonus:

W jak wolontariat

Ps. Celem lepszego zrozumienia opisanych ponizej realiow informujemy, ze przez wiekszosc naszego pobytu waluta malezyjska pokrywala sie z nasza polska zlotowka w skali 1:1 czyli 1RM=1PLN

Zatem do rzeczy:

B jak Boze jak tu drogo!

Mozna sie dwoic i troic, a i tak sie nie uda na Borneo ani zaoszczedzic, ani nawet zmiescic w „backpackerskim” budzecie. Niestety Borneo moze „puscic z torbami”, ale z drugiej strony warto, bedac w tym miejscu, przypomniec sobie, ze pieniadze przeciez szczescia nie daja;).
Na wyspie wszystko jest drozsze:
Jedzenie – cena za miske zupy na ten przyklad wzrasta z 4/5 RM do 7/8 RM, a czasem nawet szybuje do 10/11RM!
Zakwaterowanie – w sierpniu/wrzesniu roku 2015 za lozko w dormie przyszlo nam placic 20/30 RM, natomiast ceny za pokoj dwuosobowy odznaczaly sie duzym zroznicowaniem – podstawowe pokoje kosztowaly miedzy 50 a 70 RM. Ogolna refleksja jest taka, ze im miejscowosc bardziej na koncu swiata tym warunki skromniejsze lub dramatyczne, a ceny wyzsze.
Transport – koszt transportu publicznego da sie przezyc, ale jego zasieg jest ograniczony. Czesto autobus dowozi tylko do ostatniego skrzyzowania, a dalej trzeba juz sobie radzic samemu. W ten oto sposob system komunikacji publicznej stworzyl nisze dla prywatnego przewoznika, ktory wyznacza ceny wedlug tego, co mu wyobraznia podpowiada. A ta bywa niekiedy bardzo wybujala: bywa na przyklad, ze prywatny kierowca wycenia przejechanie 75 km na kwote 40 RM, czyli taka sama co bilet na autobus publiczny za odcinek prawie 300 km. Prawdziwym dramatem okazywaly sie miejskie dworce autobusowe polozone w rzeczywistosci 12 km od miasta, gdzie w godzinach pozno popoludniowych (tzn. od 17) zostawala juz tylko taksowka za 25 RM (Kota Kinabalu, Kuching, Sibu, Miri). Tym sposobem zdarzalo sie, ze wydawalysmy 100 PLN/os. dziennie na sam tylko transport.
Atrakcje – kazdemu turyscie zagranicznemu przychodzi placic za nie okolo 6 razy wiecej niz lokalnemu. Naprawde chwali sie, ze w Malezji kazdy podroznik jest sobie rowny, ale akurat w tym kontekscie wkurza nas, ze nagle wszyscy traktowani sa jako „WESTERN tourist”. Ok, o tyle, o ile faktycznie nie roznimy sie od Anglika, Niemca czy Amerykanina, to nasza waluta, a tym samym zasobnosc portfela, niestety juz tak!.

O jak olej palmowy

P1080549

Zielone pluca ziemi co roku kurcza sie ulegajac degradacji jak pluca palacza. Las deszczowy na Borneo znika z powierzchni ziemi, a w zamian powstaja gigantyczne plantacje oleju palmowego, ktory jest skladnikiem wiekszosci produktow spozywczych, kosmetycznych i biopaliw. Uprawa tych palm zwiazana z wypalaniem lasow i osuszaniem torfowisk znaczaco zatruwa srodowisko, chociazby z uwagi na duza emisje dwutlenku wegla. Nie mowiac oczywiscie o tym, ze dewastacja dzungli wiaze sie z ryzykiem calkowitego wyginiecia wielu gatunkow zwierzat. Na liscie gatunkow zagrozonych widnieja nosacze, slonie karlowate czy orangutany, ktore sa czesto rowniez mordowane przez straznikow, kiedy glodne zjawiaja sie na plantacjach szukajac pozywienia. Jesli ta sytuacja sie nie zmieni, istnieje ryzyko, ze do 2020 roku las deszczowy na Borneo pozostanie tylko wspomnieniem, a zyjace tam zwierzeta bedzie mozna ogladac juz tylko na zdjeciach. Ziemia z plantacji palmowych szybko sie wyjalawia. Sama palma zyje okolo 30 lat a pozniej obumiera pozostawiajac po sobie nieuzytki, na ktorych najprawdopodobniej nigdy juz nic nie wyrosnie. Miejmy zatem nadzieje, ze nie dojdzie do tego, ze zielone pluca ziemi stana sie kiedys jalowa pustynia.

R jak roznorakie gatunki fauny i flory

Raflezja kwiat

Tak jak „są rzeczy na niebie i na ziemi, o których się filozofom nie śniło” jak twierdzi Shakespeare, tak na Borneo obecna jest fauna, ktora przekracza wyobrazenia, byc moze nawet i samych botanikow. Przykladem jest na przyklad Raflezja zwana po polsku Bukietnica Arnolda.

P1070970

Jest to roslina bedaca szczesliwa posiadaczka najwiekszego na swiecie kwiata – rozmiary wynoszą 80-100 cm średnicy i ok. 10 kg wagi. W sumie szczesliwcami sa przede wszystkim prywatni gospodarze, ktorzy w przydomowym ogrodku (czytaj dzungli) posiadaja ten cud natury, dzieki czemu moga znacznie podreperowac swoj budzet. Turystow nie brakuje poniewaz osobliwoscia raflezji jest to, ze kwitnie jedynie przez 5-7 dni raz na kilka lat, a dodatkowo w pierwszych dniach wydziela cuchnący zapach gnijącej padliny. Bukietnice Arnolda mozna spotkac w okolicach gory Kinabalu – w panstwowym rezerwacie, prywatnym ogrodzie botanicznym (Vivien, Poring) lub na terenie dzungli bedacej wlasnoscia jakiegos lokalsa (Vivien, Poring i okolice). Opcja pierwsza jest najdrozsza (koszt na ten moment 100 RM) a trzecia najtansza (koszt na ten moment 10 RM), przy czym w tym wypadku cena nie gra roli. Tu trzeba dzialac szybko i sprawnie, bo raflezja kazdego dnia zmienia kolor (z pomaranczowego na czarny), a nastepnie odchodzi w zapomnienie. Najlepiej codziennie dzwonic do informacji turystycznej w Kota Kinabalu, by dowiedziec sie czy kwitnie, gdzie i na jakim etapie sie znajduje.
Nam sie udalo:

P1070988

Rzeka Kinabatangan

P1080370

Zatem do Sukao przybylysmy o zmierzchu zaraz po tym jak autobus z Kota Kinabalu wysadzil nas w srodku niczego, czyli 58 km od docelowej miejscowosci i bylysmy zmuszone skorzystac z podwozki, oczywiscie odplatnej, lokalnego malzenstwa wiazacego torby pelne durianow pachnacych inaczej (kto kiedys wachal ten owoc ten wie;)).
Po wnikliwej analizie roznych wpisow na roznych blogach postanowilysmy zatrzymac sie w „Sukao Bed&Breakfast”, wspomagajac tym samym biznes rodzinny, ktory (jak sama nazwa wskazuje) oferuje „bed” na przyzwoitym poziomie, „breakfast”, ktorego mogloby nie byc i rejsy po rzece Kinabatangan. Szczerze polecamy!
Kinabatangan jest dla Borneo tym, czym Amazonka dla Ameryki Poludniowej – mulasta rzeka chaotycznie przecinajaca las deszczowy i stanowiaca jedna z glownych atrakcji turystycznych, bowiem to wlasnie tam, podczas rejsu lodzia, mozna podpatrzec bujna nature i dzikie zwierzeta.

P1080239

P1080178

Niby zwykly rejs, ale z drugiej strony jest w tym miejscu cos magicznego – leniwie plynaca rzeka koloru kawy z mlekiem, liczne waskie kanaly wbijajace sie w dzungle, bujna, soczyscie zielona roslinnosc i te ptaki, te nosacze, te orangutany zyjace na wolnosci i zajadajace owoce.

P1080278

P1080650

P1080294

Nawet jesli ich jakos super nie widac, bo przeciez nie wdziecza sie na brzegu, nie machaja turystom i nie pozuja im do zdjec, to i tak dostrzec takie zwierze nawet wysoko na drzewie, jest silniejszym doswiadczeniem niz miec je na wyciagniecie reki w rezerwacie czy w ZOO.

Park Narodowy Mulu

P1090004

Zatem, wedlug nas, atrakcyjnosc parku poteguje jego izolacja – najszybszym i najtanszym srodkiem transportu do Mulu jest samolot (MASwings). Podczas lotu, poza plantacjami oleju palmowego, widac gigantyczne polacie lasu deszczowego, przecinajace je rzeki i niewielkie drewniane chatki zatopione gleboko w dzungli, odizolowane od reszty swiata.

P1080856

Podroznikowi wydaje sie wiec, ze zaraz ruszy w dzicz nieodgadniona i oto bedzie mogl eksplorowac, eksplorowac i eksplorowac… Tymczasem, jak to zwykle bywa, rzeczywistosc jest nieco inna. Park Narodowy Mulu jest zwartym i bardzo zadbanym kompleksem z ekskluzywna baza noclegowa (np. Mulu Marriott Resort & Spa) i backpakerskim hostelem z lozkiem w dormie za jedyne 55 RM/osoba (na szczescie w wiosce obok parku istnieje tansza alternatywa noclegu). Do tego wszystkiego, turysci do „wlasnej” dyspozycji maja bardzo niewiele szlakow, a kazdy z nich przypomina bardziej trase spacerowa, niz trekking po dzungli. Dobra to opcja dla rodzin z dziecmi, ale dla bardziej wymagajacych lekka nuda. Wiekszosc atrakcji – rowniez jaskinie i trekkingi jest platna. Jednak z drugiej strony ciezko ominac to miejsce, gdyz tym co najbardziej przyciaga tlumy, rowniez nas, sa jaskinie – w tym jedna z najwiekszych na swiecie czyli Deer Cave.

P1090078

P1080925

Obowiazkowym punktem wieczoru jest podgladanie ponad 3 milionow nietoperzy wylatujacych z jaskin i ruszajacych na lowy. Kazdego dnia (jesli nie pada) przed godz. 18 turysci moga ogladac ten niesamowity spektakl i gwarantujemy, ze to wydarzenie naprawde zapada w pamiec: czarna niekonczaca sie wstega unoszaca sie nad ziemia, esy-floresy, akrobacje. Do tego wstep jest bezplatny!;)

P1090906

P1100264

P1090622

Park Narodowy Bako

IMG_20150917_154758

Zatem zaczelo sie od tego, ze makaki podpierdzielily nam obiad. Malo tego, bezczelne malpy napadly nas nie dajac szansy ucieczki…
Tak sie sklada, ze akurat ten wpis powstaje na biezaco, stad te emocje i slownictwo, gdyz zamiast smacznego swiezego jedzenia przyszlo nam napchac sie dzisiaj krakersami z maslem orzechowym. Okazuje sie, ze w restauracji, jedynej na terenie Parku, jest podobnie – makaki najpierw pozoruja swoja obojetnosc wzgledem tego co wyczynia czlowiek, aby uspic jego czujnosc. Nastepnie szybkim biegiem i zwinnym susem wskakuja na stol, zgarniajac wszystkie fanty. Na kempingu obowiazuja nastepujace zasady: aby namiot nie zamienil sie w strzepy, kazdego dnia nalezy go skladac przed 7 rano i rozkladac kolo 7 wieczorem.

P1100520
A wiec tym samym potwierdzamy opinie innych blogerow, informacje na stronie Parku i ostrzezenia straznikow: malpia mafia jest tutaj zmora i nalezy miec sie na bacznosci!
Jednak mimo zwierzecej przestepczosci Park Bako powinien obowiazkowo znalezc sie na liscie kazdego podroznika odwiedzajacego malezyjskie Borneo. Przede wszystkim kazdy turysta dostaje mapke do reki mogac swobodnie i samodzielnie poruszac sie po szlakach, ktore na cale szczescie nie przypominaja tutaj spacerowych promenad, a sa dosc wymagajacymi i zroznicowanymi pod wzgledem flory i usztaltowania terenu, trasami trekkingowymi. Dodatkowym atutem Parku sa cudne dzikie plaze, ktorych piekno przeslonil nam wszechobecny smog pochadzacy z wypalania dzungli w Kalimantanie (indonezyjska czesc Borneo) i obecnosc nosaczy, ktore wystepuja licznie, ale oczywiscie glownie na czubkach drzew;).

IMG_20150917_154601

Tutaj rowniez nie odmowilysmy sobie nocnego podgladania tropikalnej flory. Byly tarantule, zielony skorpion, seledynowa zmija, inne weze oraz bogata kolekcja plazow.

P1100366

P1100375

P1100455

P1100447

N jak nosacze

P1080780

Nosacze to malpy, ktore mozna spotkac wylacznie na Borneo i sa tak samo dziwne jak piekne. Ich cecha rozpoznawcza sa wystajace nosy – u samic dziarsko zadarte do gory, a u samcow opadajace w dol. Nosacze mozna spotkac w wielu miejscach tzn. wszedzie tam gdzie wystepuja lasy namorzynowe (Kinabatangan, PN Bako). Jednak ciezko je dojrzec w calej krasie, gdyz sa plochliwe i chowaja sie w gestych koronach drzew. Nam jednak sie to udalo:

P1080838

P1080683

Niemiej jednak majac pewien niedosyt postanowilysmy udac sie do Labuk Bay Probioscis Monkey Sanctuary. W tym miejscu, jak mozna wyczytac na ich oficjalnej stronie, malpy sa dokarmiane z uwagi na wycinanie drzew i osuszanie torfowisk pod plantacje oleju palmowego. W ten o to sposob srodowisko naturalne nosaczy ulega degradacji a ich populacja sie kurczy, dlatego sa oficjalnie uznawane za gatunek zagrozony wyginieciem. Dlatego, nie przeszkadzalo nam zupelnie zaplacic 60RM za bilet wstepu aby wesprzec tego dzielnego altruiste, ktoremu zycie tych zwierzat lezy na sercu. Szkoda tylko, ze juz dopiero na miejscu sie okazalo, ze ten filantrop sam jest wlascicielem plantacji i to miedzy innymi on przyczynia sie do zaglady nosaczy. Do tego jeszcze zarabia fortune na turystach. Niemniej jednak obcowanie z tymi uroczymi zwierzetami (zwanymi przez Malezyjczykow Holendrami, gdyz podobno sa tak samo brzydkie jak Holendrzy;) bylo naprawde ciekawym przezyciem – wygladaja oblednie, sa lagodne i skacza z taka lekkoscia jakby wazyly tyle co piorko, a w rzeczywistosci sa duze i przysadziste. No i oczywiscie te nosy;)

P1080714

P1080754

P1080768

E jak etnografia

Borneo to nie tylko fauna i flora, ale rowniez rdzenni mieszkancy – Ibanowie – zamieszkujacy dzungle. Znani sa jako lowcy glow, bowiem w przeszlosci odcinali glowy wzietym do niewoli wrogom i kolekcjonowali je niczym trofea. Elementem typowym dla tej grupy etnicznej jest mieszkanie w dlugich domach na palach zwanych longhousami.

P1090399

Kazdy longhouse posiada werande pelniaca funkcje podworka, wspolny korytarz, z ktorego wchodzi sie do poszczegolnych pomieszczen mieszkalnych i ktory odgrywa kluczowa role w zyciu spolecznym plemienia – to tutaj wykonuje sie wiekszosc czynnosci domowych, organizuje spotkania towarzyskie i narady. Jeden dlugi dom to generalnie jedna wioska, ktora zlokalizowana jest miedzy dzungla a rzeka, umozliwiajacym im byt.

P1090603

P1090742

P1090813

Nic wiec dziwnego, ze jednym z celow turystow jest wycieczka do takiego wlasnie miejsca. Oczywiscie wszyscy chcieliby zobaczyc te najbardziej tradycyjne czyli, jakby nie bylo, najbardziej prymitywne domostwa. I oto kazdy przezywa rozczarowanie jak sie okazuje, ze dzis juz drewnianych longhousow PRAWIE nie ma. Z drugiej strony chyba nic w tym dziwnego, ze Ibanowie rowniez chca swoj byt polepszac i przeprowadzaja sie do murowanych, wygodniejszych budynkow. Jednak, jak rowniez wiadomo, „prawie” robi przewaznie duza roznice i jak sie dobrze poszuka to ciagle jeszcze mozna znalezc takie miejsca jak Rumoh Jandon.

P1090793

My tam bylysmy, noc spedzilysmy i z pewnoscia jest to jedno z wazniejszych wspomnien tej podrozy.

P1090770

P1090860

Dodatkowo w tym przypadku sama podroz byla rownie wazna jak wizyta, poniewaz dostac sie tam nielatwo. Najpierw musialysmy dotrzec do miejscowosci Kapit, ktora jest tak gleboko w dzungli, ze z uwagi na brak drog, trzeba bylo doplynac do niej lodzia (na szczescie w Malezji mozna jeszcze podrozowac jak kto chce i my zdecydowalysmy sie na dach). W Kapicie natomiast musialysmy znalezc kogos kto nas tam dotransportuje i zaaranzuje wizyte, poniewaz do longhousow trzeba miec zaproszenie. Wizyta u Ibanow jest atrakcja turystyczna i dlatego przewaznie taka goscina jest platna. Koszt jest jednak niewielki, a do tego pieniadze ida do wspolnej skarbonki wszystkich mieszkancow.

P1090862

Rumoh Jandon wyglada tak jakby czas sie tam zatrzymal. Longhouse jest dlugi na 22 izby mieszkalne, znajdujace sie jedna obok drugiej. W sieni wita nas pek czaszek, ktore sa wspomnieniem dawnych czasow. Mieszkancy poczatkowo traktuja nas z duza rezerwa – czasem patrza obojetnie, czasem nawet odwracaja glowe. Jednak pod wieczor stala sie rzecz niezwykla bo jak juz kazdy sie do naszej trojki przyzwyczail (byla z nami jeszcze ekscentryczna Angielka o zagadkowym imieniu K) to zaczely sie dyskusje na migi, objasnianie rzemiosla ktorym trudnia sie kobiety Iban, wspolna uczta ze slodkosciami przez nas przywiezionymi i potrawami przygotowanymi przez nasza gospodynie. Szkoda tylko, ze dzielil nas jezyk bo starszyzna wioski jest skarbnica wiedzy.

P1090869
Nagle stalo sie tak milo, ze az sie nie chcialo wyjezdzac dnia nastepnego…

O jak orangutany

P1100127

Jak sie mowi o Borneo to ma sie na mysli rowniez orangutany, ktore wystepuja tylko tutaj (45-69 tys.) i na Sumatrze (7300 tys). Orangutany czyli ludzie lasu widzialysmy w czasie rejsu po rzece Kinabatangan, ale rowniez i w Semenggoh czyli Centrum Rehabilitacji. To tutaj trafiaja okaleczone i wyzwolone z niewoli. Na Borneo jest jeszcze Sepilok tylko ten osrodek jest drozszy, bardziej turystyczny i bardziej przypomina ZOO.

P1100030

W Semenggoh orangutany zyja w dzungli przychodzac na karmienie wtedy, kiedy maja na to ochote lub brakuje im w lesie pozywienia.

P1100103

P1100077

Bonus:

W jak wolontariat

P1070729

Nie samym podrozowaniem czlowiek zyje i czasami zwyczajnie musi usiasc i odpoczac. Z tego tez powodu zdecydowalysmy sie na kolejny wolontariat. Tym razem zanioslo nas do Tiny i Daniela, na farme znajdujaca sie gdzies na zboczu w poblizu dzungli;) To tam wlasnie rosna najsmaczniejsze ananasy, ktore oczyszczalysmy z chwastow i najlepszej klasy duriany, przed ktorymi uciekalysmy w obawie, ze ktorys w koncu spadnie nam na leb. Okazuje sie, ze zapach zepsutej cebuli nie jest jedyna osobliwa cecha tego owocu. Otoz drzewo durianowe jest ogromne i wysokie, a same owoce waza nawet 4 kg.

P1070590

Miazsz duriana ukryty jest pod twarda skorupa pokryta kolcami. Dojrzale owoce spadaja z drzewa jak lekko opadnie temperatura powietrza. Zatem pobyt na farmie wiazal sie ze spora dawka adrenaliny – trzeba bylo nie tylko zapracowac na darmowy wikt i opierunek ale przede wszystkim nie zginac;).

P1070633

Pobyt na farmie byl bardzo owocny zarowno doslownie jak i w przenosni: kazdego dnia mialysmy darmowa degustacje ananasow i durianow, w koncu byl czas aby nadrobic zaleglosci w czytaniu literatury rodzimej i swiatowej, mialysmy sposobnosc prania naszej cudnej garderoby w pralce. Dodatkowo mieszkalysmy w pieknym stylowym domu z widokiem, codziennie poznawalysmy nowe specjaly kuchni malezyjskiej pzygotowywane przez Tine oraz prowadzilysmy burzliwe, swiatopogladowe i oczywiscie arcyciekawe dyskusje z Danielem.

5 uwag do wpisu “Cala prawda o Borneo!

      1. O! jak OMG tam jest pieknie 🙂 I pomyslec, ze macie to wszystko na wyciagniecie reki!! Z jednje strony wracajcie i opowiadajcie a z drugiej tylko pozazdroscic osobistego obcowania! 🙂

        Polubienie

Dodaj komentarz